Zwycięstwo nie przyszło od tak. Choć zawodowo zajmuje się sportem, prowadząc swój klub fitness, a kondycję budował m.in. startując w biegach OCR, to o końcowy sukces nie było łatwo. Przed sierpczaninem stało mnóstwo wyzwań, którym musiał sprostać. Mowa o wymagających ekstremalnej sprawności fizycznej torach. Konieczna była wielka kondycja, mocne mięśnie i mnóstwo determinacji. Finałowy tor był tak wymagający, że nie ukończył go żaden z uczestników. Robert Bandosz doszedł jednak najdalej jednocześnie wygrywając tegoroczną edycję Ninja Warrior.
- Wywalczyłem tytuł "Last Man Standing". Tak jakbym w "Familiadzie"doszedł do finału, ale nie rozbił banku - śmieje się Bandosz. - Nie wygrałem głównej nagrody, ale i tak satysfakcja jest ogromna - przekonuje.
To już drugie podejście do programu uczestnika z Sierpca. Rok temu wystartował on także w pierwszej edycji sportowego show Polsatu. Niestety wówczas przygoda zakończyła się dość szybko. Jak zdradził w rozmowie z nami - zawiniła psychika.
- Wtedy też byłem dobrze przygotowany. Fizycznie czułem się porównywalnie jak teraz - wraca pamięcią. - Poległem jednak na pierwszym torze i to na trampolinie. Pamiętam, że stres zrobił swoje. Miałem nogi jak z kamienia - powiedział w rozmowie z nami.
Nieoceniona w przypadku pana Roberta okazała się praca - nie tylko nad kondycją i mięśniami, ale i nad przygotowaniem mentalnym. - W pewnym sensie pomogła mi w tym wszystkim pandemia koronawirusa - zdradził Bandosz. - Przez nią musiałem zamknąć obie prowadzone przeze mnie firmy. I choć zostałem bez pracy i środków do życia, to mogłem skupić się na treningu. To był okres, w którym rozmyślałem nad życiem, karierą sportową, nad tym co sprawia mi radość w życiu. Wyszło mi, że do sportu podchodziłem zbyt emocjonalnie. Postanowiłem nawiązać współpracę z psychologiem sportu. Pomógł mi bardzo - zapewniał.
Lepsze przygotowanie mentalne oraz rygorystyczny trening fizyczny przyniosły oczekiwane rezultaty.
- Tak na dobrą sprawę przygotowania do Ninja Warrior rozpocząłem już jako dziecko, wspinając się po drzewach - śmieje się. - To jak sprawny byłem w dzieciństwie, które spędziłem gdzieś na gałęziach, trzepakach, skacząc po garażach, pozostało mi do dziś. Uprawiałem wiele dyscyplin sportu: piłkę nożną, badminton, żużel, speedrower, gimnastykę i lekkoatletykę. Pod kątem programu najbardziej ukształtowały mnie jednak biegi OCR, a wiec te z przeszkodami oraz ścianka wspinaczkowa- wymienia jednym tchem.
Jak przyznaje w rozmowie z nami, nawet tak intensywne sportowe życie nie daje gwarancji pokonania toru show Polsatu. Potrzebny był specjalny trening. Organizatorzy przygotowali ciężką przeprawę, w której największą rolę odgrywały silne ramiona i mocny chwyt.
- Trening przed programem był bardzo różnorodny - zdradził Bandosz. - Był parkour, kalistenika, a przede wszystkim zajęcia na ściance wspinaczkowej. Wystartować w programie może każdy wysportowany człowiek, jednak to nie wystarczy. By marzyć o zwycięstwie trzeba mieć chwyt jak imadło - dodaje.
Dotarcie do finału, pomimo dobrego przygotowania fizycznego, było dla Roberta Bandosza niespodzianką. To także jedno z najważniejszych wydarzeń w sportowej karierze sierpczanina. Emocji zatem nie brakowało.
- Emisja programu odbyła się tydzień temu i przypomniała mi te wszystkie emocje - wspomina laureat Ninja Warrior. - Czułem ogromną adrenalinę i spełnienie. Pamiętam, że płakałem ze szczęścia. Kiedy zobaczyłem, że nikt mnie nie wyprzedził rozpierała mnie radość. Przypomniałem sobie wtedy moją sportową drogę. Wszystkie kontuzje, wyrzeczenia i godziny spędzone na treningach. Poczułem, że było warto - przekonuje.
Zwycięzca 2. edycji Ninja Warrior apeluje także do wszystkich sportowców-amatorów, szczególnie ludzi młodych: nie rezygnujcie z marzeń.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.